A więc od tygodnia dzieci mi chorują, Ami zasmarkana w łóżku leży, a mój syn - mały chudy, ale byk nie dał się grypsku, choć coś dwa dni taki niewyraźny był. Ferie zaczynają nam się dopiero w połowie lutego, czyli ostatni termin.
Wzięłam się w końcu za kółeczka gęsiego. Kupiłam kolejne czółenko i teraz śmigam nimi, bo jedno miałam z szydełkowym koniuszkiem, jakoś mnie wkurzało i nie szło mi tak jak bym chciała. Szukam teraz takich zwykłych czółenek, bez żadnych dzióbków, rożków i żeby były małe, jeśli wiecie gdzie takie mogę kupić będę bardzo wdzięczna z link, albo nazwę sklepu.
Kółeczka gęsiego wyszły mi tak:
Różowe, bo mam różowe kwadraciki w produkcji, o których Justynka pisała u siebie na blogu.
Skończyłam je w tzw. międzyczasie gdy gofry się smażyły, jeden gofr równa się tyle co wszamanie połowy gofra i jedno kółeczko gęsiego :-D. Znaczy nie myślcie, że tyle połówek gofrów co kółeczek zjadłam, bo i bez tego dobrze wyglądam, o wagę dbam...odkurzam ją codziennie ;-). Zaczęłam je robić znacznie wcześniej, tylko ten tydzień jakiś taki, że szyłam, szydełkowałam i robiłam na drutach, a frywolitka tylko na chwilę przed spaniem ;-). Chęci na coś większego niż śnieżynki nabrałam, wiosna czy co...nie wiem.
Kółeczka gęsiego z koralikami fire polish posyłam do Justynki.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie